niedziela, 17 czerwca 2012

Secundo...


Mery
 Brałam prysznic po moim wyczerpującym treningu. Dlaczego ojciec nie da mi nigdy na nim jakiegoś luzu? No tak, przecież to mój tata. Podeszłam do lustra i spojrzałam na orzeźwioną twarz. Za jakieś czterdzieści minut wyjeżdżamy, a raczej wylatujemy do Rosji, skąd pojedziemy na lodową pustynię na Syberii, gdzie będziemy musieli znaleźć źródło dziwnych anomalii "pogodowych". Hmm...ciekawe co lub kto jest za to odpowiedzialny?
 Poczułam, że w łazience było coraz cieplej. Popatrzyłam w stronę prysznica, myśląc, że to z powodu ciepłych oparów, ale to nie to. Powoli nie umiałam tutaj oddychać. Złapałam ręcznik, okryłam się nim i wyszłam z łazienki. Na moim łóżku leżał Chan? Czyli sprawa wyjaśniona...
 - Co robisz w moim pokoju? - zapytałam.
 - Myślałem, że sobie popatrzę na twoje boskie ciało.. - usłyszałam głos Sean'a, który siedział na fotelu. - Niestety, pomyślałaś i założyłaś ręcznik. A to pech...
 - Stary, tyle że ona jeszcze musi się przebrać, a w łazience jest tak ciepło, że nie wytrzyma tam, więc musi się przebierać na naszych oczach.
 - I wy się zwiecie moimi przyjaciółmi? - popatrzyłam na nich jak na wariatów.
 - Wybacz, ale muszę mieć jakieś wynagrodzenie za te siniaki. - podciągnął koszulkę, pokazując w kilku miejscach sine plamki.
 Uśmiechnęłam się do niego. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej moje ciemne rurki oraz fioletową bokserkę. Odwróciłam się do nich, dotykając mojego ręcznika i ruszając zalotnie swoimi brwiami. Rozsiedli się wygodniej, przyglądając się mi uważniej, lecz nim mrugnęli okiem ja już stałam ubrana.
 - No ej! - oburzył się Sean.
 - Stary, wierzyłeś w to, że się przebierze na naszych oczach? - spytał Chan. - To było jasne, że Śliczna nie jest taka łatwa.
 - Yy... - popatrzyłam na przyjaciela. - Uznam to jako komplement.
 - Kocham cię, wiesz?
 - Wiem.
 - No to idę. Nie zapomnij zabrać ciepłych ubrań, bo będziesz musiała być skazana na mnie. - poruszał brwiami i wstał z łóżka. - Zostawiam was Skarby. - puścił nam oczko i wyszedł.
 Spojrzałam na załamanego Sean'a, który przyglądał mi się tymi ciemnymi oczami jakby mnie rozbierał. Tyle że tak naprawdę chodziło o coś innego. Od kilku tygodni zauważyłam, że się zmienił. Może nikt tego nie zauważa, ale ja go znam najdłużej tutaj. Uśmiechnęłam się do niego i zabrałam za pakowanie do swojego plecaka najważniejszych rzeczy: wygodne oraz ciepłe spodnie dresowe, w których bez problemu mogę się poruszać, ciepłą kurtkę oraz kilka bluzek oraz bieliznę. Wrzuciłam tam też parę kosmetyków.

 - I chcesz się z tym męczyć na Syberii? - usłyszałam głos Sean'a, który stał za mną na tyle blisko, że przechodziły mnie dreszcie.
 - Przecież bagaże zostawię w aucie. - zasunęłam zamek i powoli się odwróciłam. Spojrzałam do góry. Od twarzy przyjaciela dzieliło mnie jakieś 15 cm.
 - Tyle, że przez pustynię lodową może będziemy musieli iść pieszo.
 - To ty mi to poniesiesz. - uśmiechnęłam się.
 - Skąd wiesz, że się na to zgodzę? - uniósł jedną ze swoich ciemnych brwi.
 - Bo mnie kochasz?
 Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Pokręcił głową i wziął mój plecak. Przytuliłam się do niego, czując jego mięśnie. Niesamowite, że ten chłopak jest w stanie wziąć na swoje barki bez problemu tirowca.


***


 Anthony
 Siedziałem na drzewie, próbując znaleźć umysł Ines. Tak bardzo chciałem wiedzieć o czym myśli... Wiem, że to nie jest na miejscu, ale ja po prostu tego potrzebuję...
 - Carnes, co ty tam wyrabiasz? - usłyszałem Jej głos.
 Spojrzałem w dół. Stała tam w swojej całej okazałości. Jej ciemne oczy się zamykały pod wpływem słońca, jej delikatne lica rumieniły się. Tyle bym dał, żeby jej dotknąć, lecz ona wiecznie siedzi w książkach, a mnie trzyma z daleka...
 - Głuchy jesteś? - znowu krzyknęła.
 - Myślę, nie można? - uśmiechnąłem się i zeszedłem z drzewa. - Ładnie dzisiaj wyglądasz, wiesz? Powinnaś zapuścić włosy, mówiłem ci o tym?
 - Jak ja mam z tobą wytrzymać? - złapała się za głowę.
 - Kotku nie będzie tak źle. - poklepałem ją po ramieniu i ruszyłem w stronę dziedzińca. 
 Już przy samochodzie stała nasza wybrana trójka. Oni są tutaj odkąd pamiętam. Byli pierwszymi z wychowanków naszej szkoły oraz instytucji. Mieli oni szczęście w odróżnieniu do mnie. Moje początki nie były łatwe. W wieku szesnastu lat zacząłem słyszeć myśli innych. Czułem się jak jakiś wariat. Wyjechałem do Europy, gdzie szukałem pomocy. Najpierw trafiłem do szpitala psychiatrycznego, lecz lekarze nie wiedzieli, co się ze mną dzieje. Pewnego dnia, kiedy miałem dwadzieścia cztery lata na oddział wszedł o parę lat starszy ode mnie mężczyzna. Pamiętam do tej pory jego smutek po stracie żony i córki. Nie potrafiłem zapanować nad swoim umysłem. Słyszałem jak cierpi... To było najgorsze, co przeżyłem. Kiedy zacząłem krzyczeć, żeby zapomniał i zaczął się cieszyć życiem zauważył mnie. Podszedł do mnie i spojrzał w oczy, pytając: Wiesz kim jesteś? Odpowiedziałem mu wtedy: Chłopakiem, który nie potrafi zapanować nad swoim umysłem... On tylko powiedział: Jesteś kimś wielkim, który może razem ze mną zmienić nasz świat... - podał mi wtedy rękę. - Dołączysz się? 
 Razem z Thomasem otworzyliśmy Instytucję. Poznałem również Ines, jego znajomą panią profesor, w której od siedmiu lat nie potrafię się odkochać....
 - Anthony? - poczułem jak Mery zaczęła mną trząść. - Znowu się zakradłeś do czyjegoś umysłu i tak cię on zafascynował, że wpadłeś w trans?
 Patrzyłem się na nią, próbując zrozumieć co do mnie powiedziała. Ona zawsze za szybko mówi.
 - Tak. - uśmiechnąłem się.


***

Sean
 Już kilkanaście godzin jesteśmy w trasie. Rozejrzałem się po samochodzie, w którym siedzimy jakieś dwadzieścia godzin. Jak na razie za kierowcę robi Anthony, ale widzę, że powoli oczy mu się zamykają, czyli ja będę musiał przejąć "stery". Popatrzyłem w lewo, gdzie Mery i Chan słodko spali oparci o swoje głowy. Przede mną siedziała Ines, która próbowała na siłę nie zasnąć. Czyżby się bała, że Anthony jej coś zrobi? Wyjrzałem przez okno, gdzie była totalna ciemność.
 - Ile jeszcze do celu? - szepnąłem do profesor Lukin.
 - Myślę, że jakieś dwie godziny...- powiedziała zachrypniętym głosem. - Carnes powinieneś już się wymienić.
 - Nie, dam radę.
 - Tyle, że twój mózg jest potrzebny, a obawiam się, że teraz i on potrzebuje snu. Sean wsiądziesz za kierownicę? 
 - Oczywiście, pani profesor.
 Anthony zatrzymał wóz niedaleko jakiejś opuszczonej fabryki. Wysiadłem z samochodu i poczułem zimno pochodzące z Syberii, tyle że tutaj było tak inaczej. Nie podobało mi się. Spojrzałem w stronę nauczyciela, który stał oparty o samochód, a jego oczy wyglądały jak w transie. Wiedziałem, że coś słyszy. To samo zauważyła Ines, która cicho wyszła z samochodu i podeszła do niego. Położyła swoją dłoń na jego ramieniu, czekając aż coś powie. 
 - Chyba znaleźliśmy przyczynę... - powiedział, kiedy oprzytomniał. - Nie będzie łatwo i...
 - I...? - razem z Ines nalegaliśmy.
 - Hej, co się dzieje? - z samochodu wyszedł zaspany Chan i Mery. 
 - Znaleźliśmy przyczynę. 
 - Tak? - ożywiła się dziewczyna.- Gdzie ona jest? 
 Anthony kiwnął na fabrykę. 
 - Ej! - zwróciłem się do niego. - Nie skończyłeś...
 Lecz nim ja mogłem do końca powiedzieć poczułem nagłą zmianę temperatury. Popatrzyłem na termometr w aucie. Pokazywał on -14, lecz temperatura cały czas malała. Przez moje ciało zaczęły przechodzić dreszcze, tak samo jak u reszty, tylko nie u Chana. Nabrał powietrza i jego ciało zaczęło płonąć, dzięki czemu było nam cieplej. 
 - Co robimy? - spytałem się reszty.
 - Ona wie, że tutaj jesteśmy. Próbuje się nas pozbyć. - mówił Anthony. - Obawiam się, że nie damy radę się tam dostać. Tam może być nawet - 70. 
 - Ja dam radę. - powiedział Chan.
 - Samego cię nie puścimy. - powiedziała Ines. - Tyle że reszta też może tego nie przeżyć...
 - Damy radę. - powiedziałem. - Mamy Chan'a, więc sobie poradzimy. Proszę, żebyście zostali w wozie, a najlepiej odjechali trochę dalej. 
 Tak też nasi opiekunowie zrobili. Popatrzyłem na przyjaciół. Wiedziałem, że to nie jest łatwe zadanie, ponieważ warunki uniemożliwiają nam wielu rzeczy. Mery szybko zmieniła strój na taki, który pozwoli jej na więcej. Ja tylko zdjąłem bluzę, ale poczułem te cholerne zimno. Chan wpadł na pomysł, że nas "podpali" tak samo jak wczoraj mnie. Nie poczujemy, że płoniemy, ale będziemy odczuwać przyjemne ciepło. Tyle, że gdy Chan straci kontrolę nad ogniem to możemy usmażyć swoje cztery litery. Dlatego on musi się skupić na maksa. 
 Kiedy już byliśmy żywymi pochodniami ruszyliśmy w kierunku fabryki. Mary postanowiła okrążyć fabrykę, żeby dowiedzieć się jak to wygląda z zewnątrz.
 - Dobra... - zatrzymała się koło mnie. - Są tam trzy wejścia, wszystkie zablokowane, a raczej zamrożone, więc dla nas to żaden problem. Zauważyłam w środku światło, więc ktoś tam jest. I... Chan, czy możesz coś zrobić z tymi płomieniami? Jesteśmy zbyt widoczni...
 - Jasne.
 Po chwili płomienie stały się przezroczyste. Kiwnąłem głową i razem z przyjaciółmi ruszyliśmy. Chan wybrał się na wschodnią cześć fabryki, a ja z Mery na zachodnią. Podeszliśmy cicho pod wielkie, metalowe wrota. Od góry do dołu były zamrożone. Przewróciłem oczami i z całej mocy uderzyłem pięścią w drzwi, które wyleciały z zawiasów na jakieś czternaście metrów, opadając na ziemię z wielkim hukiem.
 - Ciszej się nie dało? - Mery spojrzała na mnie z kpiną w oczach, ale ja tylko ruszyłem ramionami.
 Rozejrzeliśmy się we wnętrzu opuszczonej fabryki. Wszędzie był lód, z sufitu zwisały metrowe sople lodu, które normalnego człowieka mogły bez problemu zabić. Spojrzałem na Mery, która trzymała się blisko mnie. 
 - Uważaj! - krzyknęła.
 Obejrzałem się i zobaczyłem, że wielka bryła lodu leci w moim kierunku. Mery już się zmyła, a ja wiedziałem, że nie zdążę. Napiąłem mięśnie i czekałem na zderzenie. Ugięły się pode mną nogi, ale zdołałem odrzucić ją na bok. Wiedziałem od tamtej pory, że ktokolwiek to zrobił to ma przerąbane u mnie. Następna nadlatywała. I w tym przypadku nie było inaczej. 
 - Do cholery, gdzie Chan? - powiedziałem na głos.
 - Stary, tęskniłeś? - obok mnie stanął przyjaciel, który się przyglądał moim " ćwiczeniom".
 - Będziesz tak się gapił czy pomożesz? 
 Pokręcił z uśmiechem głową i wyszedł na środek hali. Podniósł głowę i ręce do góry, a następnie zaczął płonąć niebieskim płomieniem. Chwilę później "wybuchł". Przeze mnie i przez Mery, która stała z tyłu przeszła ciepła fala, która w normalnych warunkach była w stanie nas poparzyć. Usłyszeliśmy krzyk. Moja przyjaciółka pierwsza się zerwała. Ja zaraz za nią, zostawiając słabego przyjaciela na ziemi. 
 Mery walczyła z jakąś dziewczyną, która próbowała w nią rzucać kawałkami lodu, ale jej koordynacja widocznie zmalała po tym wydarzeniu. Podbiegłem do Mery i rzuciłem się na dziewczynę, łapiąc ją za ręce i przytrzymując je z tyłu. Dziewczyna nie miała takiej mocy, żeby się uwolnić i szybko straciła siły do walki. 
 - O tu jesteście! - zobaczyłem Chana, który się zataczał jak po imprezie sylwestrowej.
 - Mógłbyś ją związać? - zapytała Mery.
 Ten pokiwał głową i chwilę później wokół dziewczyny pojawił się "ogniowy pierścień". Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczyma. 
 - Kim jesteście? - zapytała swoim zachrypniętym głosem.
 - Jesteśmy z instytucji, która zajmuję ludźmi z nadprzyrodzonymi mocami. Kim ty jesteś?
 - Jestem dziewczyną z nadprzyrodzoną mocą. - uśmiechnęła się chytrze.
 - Chodzi mi o imię. 
 - Ty się nie przedstawiłeś... Dlaczego ja miałabym to robić? - uniosła swoją ciemną brew.
 - Ugh! - uniosłem ręce do góry. - Wkurzasz mnie! Jestem Sean Glassey! Wystarczy?
 - Hmm... Myślę, że tak... Jestem Elise... Podałabym rękę, ale jakiś idiota... - spojrzała na Chana.
 - Nie kończ! - krzyknął. - Przez ciebie ledwo wiem kim jestem. Przez ciebie musiałem zrobić sobie przerwę w edukacji... Przez ciebie... Jaką ty właściwie masz moc?
 - Nie widzisz? - pokazała na wnętrze. - Potrafię panować nad lodem...
 Spojrzałem się po przyjaciołach. Dobrze wiedzieliśmy co to znaczy. Właśnie przed nami siedziała, "nieżyjąca" córka naszego dyrektora...
 Teraz wszystko zmieni się... 






Cieszę się, że podoba Wam się mój pomysł na bloga. Mam nadzieję, że z czasem pojawi się więcej czytaczy, ale jak na ten początek to jest w sam raz ;)
Pozdrawiam,
Kinga.

6 komentarzy:

  1. urzekła mnie ta historia ...
    oby tak dalej <333
    nie mogę się doczekać ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsze zdanie z perspektywy Anthony'ego mnie rozwaliło xd Jaki normalny trzydziestolatek siedzi na drzewie i podsłuchuje? A, racja. On nie jest normalny ;p Uwielbiam go po prostu!
    Hahaha, ale Sean i Chan mieli nadzieję, że coś zobaczą! Na szczęście dziewczyny są sprytniejsze ;) Tak w ogóle to bardzo podoba mi się postać Sean'a, sama nie wiem dlaczego, ale należy do moich ulubionych bohaterów :)
    Ciekawe jak zareaguje Elise? I Thomas, kiedy dowie się, że jego córka żyje? Szybko pisz kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. zapraszam na mojego bloga! jest już V rozdział! Zapraszam do komentowania, i obserowania mojego bloga! - Blanca xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Faaajny < 3
    Bardzo podoba mi się postać Sean'a i Anthony'ego ; )

    Czekam na więcej ! ; *

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział
    nie obraź się ale do swojego opowiadania wzięłam zdjęcie Seana (wybacz)
    +zapraszam http://jegohipnotyzujaceoczy.blogspot.com/
    Uwielbiam go już to opowiadanie
    od początku
    weny!!!
    pisz next!!!

    -Asia-

    OdpowiedzUsuń
  6. Antony.... Ty mój Antony:P
    Uwielbiam go:D
    A Chen jest śmieszny:D
    Podoba mi sie charakterek zimnej Panienki:P

    OdpowiedzUsuń