piątek, 12 października 2012

Septimus


Sean
 Siedziałem w swoim pokoju, przyglądając się pustej butelce po mleku. Tak bardzo chciałem, żeby to, co dzisiaj miało miejsce nigdy się nie wydarzyło. Dobrze wiem, że jeżeli Mery zauważyła jak Elise na mnie patrzy to ograniczy kontakt, żebym skupił się tylko na córce dyrektora. Mery i jej dobre serce. Szkoda, że nie wie, co ja do niej czuję. Przy niej jestem inną osobą, jestem tym prawdziwym „ja”, tyle że ona o tym nie wie.
 Usłyszałem głos łamanego drewna. Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że drewniany bok mojego krzesła został przeze mnie złamany. Przewróciłem oczami i podszedłem do okna, za którym mogłem się przyjrzeć jak Chan i Elise rzucają się śnieżkami. Chciałbym do nich się dołączyć, ale teraz wiem, że nie mogę.
 - Sean? – usłyszałem głos Anthony’ego w moim pokoju. Odwróciłem się i zobaczyłem przybitego nauczyciela. – Wiesz, że dyrektor każe mi sprawdzać waszą barierę umysłową…
 - Wiem i przepraszam – spuściłem wzrok. – Po prostu pewne wydarzenia zbiły mnie z tropu, więc rozumiesz…
 - Posłuchaj, teraz nie ma znaczenia jakie wydarzenia zbiły cię z tropu, nie zapominaj, że zaczyna się wojna.
 Podniosłem wzrok. Nie spodziewałem się tego po Anthony'm, że mógłby to wszystko nazwać wojną. Widziałem żal w jego oczach, miałem ochotę go pocieszyć, ale w tym momencie się go bałem. Wciąż mój umysł był otwarty na niego, ale wiedziałem, że jeszcze w nim nie siedzi. Skupiłem wzrok na jego niebieskich oczach i zablokowałem go.
 - To nie twoja wina Anthony, pamiętaj to nie twoja wina... - mruknąłem.
 - Zamilcz! - do jego oczu napłynęły łzy. - Dobrze wiesz, że gdybym nie przyjął tej cholernej butelki to Ines byłaby tutaj.
 - To ty zamilcz! - podszedłem do niego bliżej, napinając mięśnie. - Ines zrobiła to, co uważała za słuszne. Kornalyov dotarłby do niej i tak i tak.
 Anthony
 Widziałem jego pewność siebie. Wiedział o czym mówi i się tego nie wstydził.
 Pokiwałem głową i wysłałem fale do jego umysłu, sprawdzając czy zgodnie z zasadami go zablokował. Kiedy upewniłem się, że to zrobił, pokiwałem głową i podszedłem do drzwi.
 - Sean jeżeli chodzi o Mery i Elise to pamiętaj kieruj się sercem i nie przejmuj się tym, co ci umysł podpowiada, bo wtedy jest najpiękniejsza miłość.
 - Anthony? - chłopak mnie jeszcze zatrzymał. - A ty jak kochałeś Ines?
 Poczułem delikatne ukłucie, słysząc to imię. Dobrze znałem odpowiedź na to pytanie, ale nie chciałem chłopaka dołować. Uśmiechnąłem się do niego, dając mu znak, że nie mam ochoty o tym mówić.
 Wyszedłem z pokoju i ruszyłem korytarzem do gabinetu Thomasa. Muszę go uprzedzić, że to ja jadę po nowego nauczyciela matematyki. To właśnie on obejmie stanowisko Ines.
 Stanąłem przed drzwiami przyjaciela, podniosłem pięść, ale coś dało mi znak, żebym nie pukał. Oparłem się o ścianę i skupiłem, żeby wyłapać coś, co się dzieje w gabinecie. Słyszałem same szumy, czyli próby zamknięcia umysłu przede mną. Niektórym z trudnością to przychodzi, dlatego te „szumy” są tak jakby strzępkami ich myśli. Po jakimś czasie udało mi się dotrzeć do umysłu, który był w środku. Nie zależało właścicielowi na tym, żeby go jakoś blokować.
 Do umysłu muszę wejść niezauważalnie, tak, żeby mnie nie wyczuł. To nie jest łatwa rzecz, tym bardziej jak okażę się, że to uczeń naszej szkoły.
 Był to Adam Villa, urodzony w Barcelonie, do naszej szkoły dołączył cztery lata temu, potrafi zamieniać się w tytanowego człowieka.
 Przed oczami pojawił mi się jakiś młody człowiek, ten sam, który wręczył mi butelkę. Z uśmiechem na twarzy coś proponuje Adamowi.
 -… dołącz do nas – mówi nieznajomy.
 - Co z tego będę miał?
 - Nie marzyłeś nigdy o władzy i bogactwie?
 - O czym ty mówisz?
 - Jestem ci w stanie to…
 Kontakt został zerwany. Chłopak musiał wyczuć, że siedzę mu w głowie. Szybko pobiegłem za filar, żeby nie nakrył mnie. Zobaczyłem jak razem z Thomasem wychodzi z gabinetu wysoki brunet o głębokich niebieskich oczach. Uśmiechnął się do dyrektora i podał mu rękę na pożegnanie. Zmarszczyłem brwi. Już niczego nie rozumiałem.
 Kiedy chłopak już odszedł, podszedłem do Thomasa.
 - Co się dzieje? – spytałem, wchodząc do gabinetu.
 - Odchodzi – mruknął i usiadł przy biurku. – Nie chciał mi nawet dać jakiegoś powodu – przerzucił kilka kartek. – Może uczniowie będą wiedzieć coś więcej, bo przecież w takiej chwili odejść ze szkoły?
 Miałem ochotę powiedzieć to, co widziałem, ale wiem, że musiałbym mieć jakieś dowody, a przede wszystkim jaśniejsze informacje.
 - Mogę porozmawiać z kimś – zaproponowałem.
 - Wspaniale – powiedział bez żadnego zainteresowania, byłem pewny, że gdybym zaczął mówić mu o jednorożcach nie zareagowałby. – Thomas chciałem cię uprzedzić, że jadę po nowego.
 - Yhy…
 Przewróciłem oczami i wstałem z kanapy.

Mery
 - Zatrzymaj się! – usłyszałam krzyk mojego ojca.
 Na jego rozkaz stanęłam w miejscu, ale nie miałam ochoty się odwracać. Czułam jak pulsuje w mózgu moja krew, oddech miałam przyśpieszony. Poczułam na ramieniu dłoń mojego ojca. Do moich oczu napływały łzy. Nie wiedziałam, dlaczego mój organizm aż tak reagował na wszystko, co się teraz działo. Odwróciłam się i spojrzałam w zielone oczy mojego ojca.
 - Co się dzieje Myszko? – zapytał troskliwym głosem.
 - Boję się tato… - usiadłam na śniegu i spojrzałam na szkołę. – Boję się tego, co się teraz dzieje…
 - O czym ty mówisz?
 - O śmierci dwójki młodych ludzi, odejściu Ines… Wciąż nie potrafię uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. No i jeszcze Elise…
 - Co z nią? – ojciec przysiadł obok mnie i zaczął głaskać moją głowę.
 - Nie wiem… Prawdę mówiąc lubię dziewczynę, ale właśnie odkąd ona tutaj jest wszystko się wywróciło do góry nogami.. i oczywiście, nie oskarżam ją o to, że to jej wina.. Po prostu tracę przy niej bliskich…
 - Mery, czy chodzi ci teraz o Sean’a i Chan’a.
 Pokiwałam głową twierdzącą. Podciągnęłam kolana i schowałam w nich twarz. Nie pomyślałabym, że sprawiłoby mi taki ból oddalenie się moich przyjaciół. Chan jest po uszy zakochany w Elise, a Elise w Sean’ie, a Sean’a już kompletnie nie rozumiem. Chciałabym, żeby wszystko było jak dawniej, nasza zwariowana trójka i nic poza tym, ale to już nie wróci.
 Usłyszałam dźwięk nowej wiadomości, otarłam oczy i wyciągnęłam z kieszeni komórkę. Widząc nadawcę, od razu się uśmiechnęłam. Szybko otworzyłam SMS’a.
 Wesołych Mikołajek Skarbie. ~ Mama
 No tak, dzisiaj przecież jest 6 grudnia. Szkoda, że nie mogę go spędzić z nią. Ona sama mieszka w Słowieni i nie miała chęci przeprowadzić się razem z tatą tutaj. Dlatego również trzy lata temu moi rodzice postanowili wziąć rozwód. Nie był to dla mnie najlepszy okres, ale gdyby nie Sean i Chan…
 - Chyba dobrze zrobi mi spacer do miasta… - spojrzałam na tatę. – Załatwisz coś z Thomasem, żeby mnie puścił?
 - Sama chcesz iść? – zmarszczył brwi. – Dobrze wiesz, że samej cię nie puszczę. Może pogadaj z Tony’m, podobno jedzie po nowego nauczyciela, może zabierzesz się z nim?
 Uśmiechnęłam się i wskoczyłam na szyję taty oraz zaczęłam całować jego policzek.

Anthony
 Właśnie miałem wsiadać do auta, kiedy usłyszałem krzyk Mery. Nim zdążyłem się odwrócić, a już stała przy mnie. Uśmiechała się, a jej policzki płonęły ogniem.
 - Mogę z tobą jechać na lotnisko? – zapytała.
 Ja tylko ruszyłem ramionami i wskazałem na drzwi. Byłem ciekaw, co było przyczyną, żeby jechać do miasta. Może sprawa związana z Seanem? Lecz ja sam wolałem jej nie naciskać, dobrze wiem, że mi ufa i powie, co ją gryzie w odpowiednim czasie.
 Włączyłem silnik i ogrzewanie, bo Mery zaraz zamarzłaby mi na  śmierć. Wycofałem samochód i przez przypadek zauważyłem, że dziewczyna się mi przygląda. Kiwnąłem głową, dając jej znak, żeby mówiła mi, co się dzieje.
 - Anthony miałeś, kiedyś taki okres w życiu, że chciałeś, żeby wszystko było jak dawniej?
 - Zawsze tak mam – przełknąłem ślinę. – Zawsze marzę, żeby wrócić do czasów, kiedy nie wiedziałem, że jestem kimś więcej… Do czasów, kiedy nie wiedziałem, co to znaczy cierpienie… Dlaczego pytasz?
 - Ponieważ ostatnio mam chandrę i cały czas myślę jak to było kiedyś jak tutaj się dostałam. Wszystko wyglądało inaczej, ja byłam związana z Sean’em i Chan’em jak Hermiona z Harry’m i Ron’em, ale teraz oddalamy się od siebie. Nie spędzamy już tyle samo czasu, co dawniej…
 - Odkąd zjawiła się Elise, prawda? – popatrzyłem w jej stronę.
 - Skąd wiedziałeś? Przecież blokuję przed tobą umysł – zaczęła panikować.
 - Spokojnie… Znam cię już jakiś czas, więc wiem. Uwierz mi, że ja ciebie rozumiem. Wszystko, co się teraz dzieje jest dołujące, za niedługo święta, a dyrektor do tej pory nie wie, czy bezpiecznie jest puszczać was do domów…
 - Wiem.. Tata mi o tym niedawno wspominał… Tęsknię za Ines, ona zawsze miała jakieś wyjście…
 - Ja też za nią tęsknię.
 Przeniosłem wzrok na jej zdjęcie. Poczułem głęboki ból w sercu, zacisnąłem mocniej palce na kierownicy i skręciłem w lewo.
 - Przepraszam Anthony, nie powinnam była…
 - Nic się nie stało – odwróciłem głowę i uśmiechnąłem się do niej. – Wszyscy myślicie, że pałałem do niej nieograniczoną miłością i nie potrafię bez niej żyć. Kochałem Ines, ale wiedziałem dobrze, że nie mam szans…
 - Kochałem? Nie mów w formie przeszłej… Proszę.
 Przewróciłem oczami i zjechałem na prawy pas, gdzie mogłem skręcić na parking. Wiedziałem, że nowy nauczyciel powinien na mnie czekać przy miejscu numer 123. Tam też pojechałem, gdzie zobaczyłem na miejscu wysokiego blondwłosego mężczyznę. Zatrzymałem samochód i wyszedłem z niego.
 - Anthony Carnes? – spytał swoim barytonowym głosem. Pokiwałem głową. – Alex Durczok. Miło mi.
   
Przepraszam, że tak długo musiałyście czekać ;/ No, ale szkoła jednak daje popalić xd
Kinga.