sobota, 29 września 2012

Sextus


Anthony
 Stałem na holu, wyglądając przez okno. Cały teren został obsypany białym śniegiem. Thomas jak co roku pragnie, żeby uczniowie mogli się nacieszyć zimą. Młodzież, kiedy usłyszała dzwonek, który znaczył koniec lekcji wbiegła na dwór i zaczęła wojnę na śnieżki, lepić bałwany i co tam się jeszcze dało. Nie miałem ochoty na sprawdzanie ich umysłów, chociaż dyrektor mi dał wyraźny rozkaz, żebym tego pilnował, ale jak? Od trzech miesięcy muszę się bić z myślami, że prawdopodobnie już nigdy nie zobaczę Ines. Odeszła i to przeze mnie. Gdybym tamtego dnia nie przyjął tego prezentu…
 Pokręciłem głową i oparłem się plecami o ścianę. Spojrzałem na wielkie zdjęcie, na którym była cała rada pedagogiczna. Zawsze stałem obok Ines, chociaż się w niej gotowało. Zawsze chciałem być blisko niej, ale ona tego nie rozumiała. Uważała, że jestem dużym dzieckiem, które nie wie, co to znaczy odpowiedzialność.
 Podszedłem bliżej i spojrzałem ciemnooką Rosjankę. Miała tutaj jeszcze długie włosy. Była taka piękna i delikatna, ale za razem pewna siebie. Usłyszałem kobiece kroki na korytarzu. Odwróciłem się i zobaczyłem jak w moim kierunku kroczyła uśmiechnięta Nicole. Przerzuciła swoje ciemne oczy za plecy i stanęła naprzeciwko mnie, kładąc swoją jedną dłoń na biodrze.
 Zmarszczyłem brwi, wiedziałem, że coś ode mnie chce.
 - Coś się stało? – zapytałem.
 - No wiesz… - spojrzała na swoje paznokcie. – Thomas kazał mi dzisiaj jechać po nowego nauczyciela matematyki, ale umówiłam się już na wizytę u kosmetyczki, więc czy mógłbyś się tym zająć? – uniosła swoje oczy i spojrzała „błagalnie”.
 - No nie wiem Nicole. To tobie kazał jechać, a nie mi…
 - Tony przecież jesteśmy przyjaciółmi.
 Uniosłem brwi. Już miałem ochotę roześmiać się jej w twarz, ale uznałem to za niestosowne zachowanie. Znowu spojrzałem na zdjęcie, na którym była Isabel i odpowiedziałem Nicole.
 Ostatni raz cię wyręczam. – wysłałem taką wiadomość do jej mózgu i ruszyłem do swojej Sali lekcyjnej. Postanowiłem poprawić te kartkówki, bo coś czuję, że znowu o nich zapomnę.

Sean
 Podniosłem wielką kulę śniegu, którą ulepiła Elise i i położyłem na samej górze naszego bałwana. On był dużo większy od innych, ponieważ tylko dziewczyna potrafiła wyczarować śnieg, a tylko ja potrafiłem taki ciężar podnieść.
 - Przydałaby się wielka marchewka – spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami. – Chyba, że….
 Dziewczyna spojrzała na swój plecak. Szybko pobiegła do niego i wyciągnęła butelkę z sokiem marchewkowym. Zawartość wylała na śnieg i uformowała marchewkowy sopel. Wyszczerzyła się do mnie, a ja ze śmiechu zacząłem się turlać na śniegu. Elise utworzyła sobie lodową drabinę i wdrapała się na samą górę, gdzie umieściła nos.
 - Nasz bałwan jest przepiękny – krzyknęła.
 Pokiwałem głową i pomogłem jej zejść. Dziewczyna znowu spojrzała na mnie w taki dziwny sposób. Nie potrafiłem go rozszyfrować. Za każdym razem jest tak, kiedy zbliżymy się do siebie. Tak jakby… Nie, to niemożliwe. Jak mogłem pomyśleć, że się zakochała. Przecież ona cały czas spędza czas z Chan’em, a raczej on się stara.
 Uśmiechnąłem się do dziewczyny i rzuciłem ją na śnieg, okładając śnieżkami. Szkoda tylko, że ona nie jest wrażliwa na to. Wręcz jest w swoim żywiole. Po czasie poddałem się i położyłem obok niej, patrząc na nasze dzieło.
 - Szkoda, że w szkole nie ma takiego przedmiotu, gdzie ocenia się takie dzieła – powiedziałem.
 - Jak to nie? Przecież to jest współpraca w grupach…
 - Faktycznie – mruknąłem. – Jak myślisz, co twój ojciec dałby nam za to?
 - Nie wiem – szepnęła. – Może szóstkę, bo wiesz… jestem jego córką.
 - Za dużo byś chciała – szturchnąłem ją. – Jak to jest spotkać swojego ojca po tylu latach?
 - Tym bardziej, że przez większość myślałeś, że on nie żyje – pokiwałem głową. – Tak jakoś dziwnie, ponieważ ja zdążyłam się pogodzić z tym faktem i pokochałam inną osobę, a teraz moje życie wywróciło się do góry nogami – spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczyma. – Mój ojciec wrócił, a osobę, która kochałam musiałam znienawidzić, ponieważ to przez niego to całe zło. Boję się każdego dnia, ponieważ nie wiem jak to wszystko będzie wyglądać.
 - Ja też nie wiem, nic nie wiem po ostatniej śmierci dwóch uczniów i odejściu Ines. Wszystko straciło sens… Ja już się tutaj nie czuję bezpiecznie, ale nie mogę zostawić tego miejsca. Mam wrażenie, że będę za niedługo potrzebny.
 - Sean, kim są twoi rodzice? Nigdy o tym nie wspominałeś...
 Odpowiedź na to pytanie zna bardzo niewiele osób i nie chciałem się dzielić nim z kolejnymi. Chociaż bardzo polubiłem dziewczynę wolałem jej nie opowiadać o przeszłości. Z pewnością użalałaby się nade mną. Spojrzałem na bałwana, mając nadzieję, że wydarzy się coś, co pozwoli mi nie odpowiadać na to pytanie i się nie myliłem.
 Zobaczyłem, że bałwan niesamowicie szybko topnieje. Razem z Elise usiedliśmy i w szoku się temu przyglądaliśmy. Dobrze wiedziałem kogo to zasługa. Odwróciłem się i zobaczyłem za nami Chana ubranego jak na plażę i szczerzącego się od ucha do ucha i Mery, która dygotała z zimna. Szybko do niej podbiegłem i objąłem.
 - Dzięki – mruknęła. – Przynajmniej na ciebie można liczyć, a nie…
 - No co? – Chan ruszył ramionami. – No nie mów, że wolałabyś, żebym cię ogrzał niż zobaczyć jak wielki bałwan się topi.
 - Jesteś głupi – mruknęła.
 - Miło mi… - pokazał jej język i spojrzał na Elise.- Mam nadzieję, że nie jesteś zła za tego bałwana.
 Dziewczyna miała minę jakby próbowała go zamrozić, ale wiedziała, że to nie ma sensu. Przewróciła oczami i chwyciła swój plecak. Jeszcze raz spojrzała na mnie i odeszła.
 Klepnąłem przyjaciela w głowę i razem z Mery ruszyliśmy do szkoły.
 - Sean jeżeli będę miał siniak to cię usmażę – zaczął krzyczeć.
 Przyjaciółka zaczęła chichrać, po czym skarciłem ją wzrokiem. Ona tylko ruszyła ramionami. Kiedy weszliśmy już do szkoły, ona pobiegła w kierunku salonu – tak myślę, kto to wie, w którym kierunku ona zawsze biegnie. Zaryzykowałem i  poszedłem tam. Nie myliłem się dziewczyna siedziała na ziemi, przy kominku ogrzewając swoje kończyny. W salonie było jakoś pusto, dziwne…
 - Ale z ciebie zmarzluch – powiedziałem i rzuciłem się na sofę.
 - Zamknij się, ja ciebie proszę – burknęła. – Ja przynajmniej nie jestem tobą…
 Znieruchomiałem. Nie zrozumiałem jej jadu w głosie. Wstałem i podszedłem do niej. Spojrzałem na jej delikatną twarz.
 - Mery, co się dzieje?
 - Nic, dlaczego pytasz?
 - Bo słyszę – dotknąłem jej dłoni, ale szybko ją odsunęła. Spojrzałem w jej piękne oczy. -  Wiesz, że mi zawsze wszystko możesz powiedzieć.
 - Jesteś idiotą, zadowolony? – spojrzała na płomyki, które trzaskały i radośnie tańczyły. – Czy ty naprawdę nie widzisz tego, co czuje do ciebie Elise?
 - A co ma czuć? Przecież się przyjaźnimy… - nie mogłem od niej oderwać oczu.
 - Nie widzisz w jaki sposób ona na ciebie patrzy? – obróciła się w taki sposób, że siedzieliśmy twarzą w twarz. – Ona jest w tobie zakochana.
 Prychnąłem, ale za razem się zarumieniłem. Jednak się nie myliłem. Teraz wiem, że jej wzrok przypomina mi wzrok Tony’ego, patrzącego na Ines. Tylko dlaczego musi mi o tym uświadamiać dziewczyna, na której mi zależy.
 - Tyle, że ja kocham kogoś innego.
 - O… - dziewczyna trochę się odsunęła i spojrzała w ogień. – Nie wiedziałam…
 - Idę się przejść… - dziewczyna pokiwała głową.
 Szybko wstałem i wyszedłem z salonu. Czułem gniew. To ona poucza mnie, że nie zauważam jak Elise się na mnie patrzy, a sama nie widzi tego, że coś do niej czuję.
 Pędem wszedłem na korytarz, gdzie wpadłem na chłopaka z roku wyższego. On miał bardzo ciekawą moc. Potrafił ocenić, czy ktoś ma moc, czy nie oraz czy posiada gen. Zauważyłem, że ciągnie za sobą walizkę.
 - Już jedziesz na święta? – spytałem.
 - Nie – szepnął. – Rzucam szkołę – zrobiłem wielkie oczy. – Dostałem ekstra propozycję zagranicą.
 - Jeśli można spytać, co to za propozycja?
 - Będę sypiać z dziewczynami za pieniądze…
 Uśmiechnął się i wyszedł. Nie zrozumiałem go ani trochę, bo przecież, co w tym jest takiego ekstra? Przecież to się nazywa „męska dziwka”.


Przepraszam, że czekałyście tak długo, ale dopiero dzisiaj znalazłam troszkę czasu. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam i że ktoś tutaj jeszcze bywa.
Kinga