Anthony
Stałem na holu,
wyglądając przez okno. Cały teren został obsypany białym śniegiem. Thomas jak
co roku pragnie, żeby uczniowie mogli się nacieszyć zimą. Młodzież, kiedy
usłyszała dzwonek, który znaczył koniec lekcji wbiegła na dwór i zaczęła wojnę
na śnieżki, lepić bałwany i co tam się jeszcze dało. Nie miałem ochoty na
sprawdzanie ich umysłów, chociaż dyrektor mi dał wyraźny rozkaz, żebym tego
pilnował, ale jak? Od trzech miesięcy muszę się bić z myślami, że prawdopodobnie
już nigdy nie zobaczę Ines. Odeszła i to przeze mnie. Gdybym tamtego dnia nie
przyjął tego prezentu…
Pokręciłem głową i
oparłem się plecami o ścianę. Spojrzałem na wielkie zdjęcie, na którym była
cała rada pedagogiczna. Zawsze stałem obok Ines, chociaż się w niej gotowało.
Zawsze chciałem być blisko niej, ale ona tego nie rozumiała. Uważała, że jestem
dużym dzieckiem, które nie wie, co to znaczy odpowiedzialność.
Podszedłem bliżej
i spojrzałem ciemnooką Rosjankę. Miała tutaj jeszcze długie włosy. Była taka
piękna i delikatna, ale za razem pewna siebie. Usłyszałem kobiece kroki na
korytarzu. Odwróciłem się i zobaczyłem jak w moim kierunku kroczyła
uśmiechnięta Nicole. Przerzuciła swoje ciemne oczy za plecy i stanęła
naprzeciwko mnie, kładąc swoją jedną dłoń na biodrze.
Zmarszczyłem brwi,
wiedziałem, że coś ode mnie chce.
- Coś się stało? –
zapytałem.
- No wiesz… -
spojrzała na swoje paznokcie. – Thomas kazał mi dzisiaj jechać po nowego
nauczyciela matematyki, ale umówiłam się już na wizytę u kosmetyczki, więc czy
mógłbyś się tym zająć? – uniosła swoje oczy i spojrzała „błagalnie”.
- No nie wiem
Nicole. To tobie kazał jechać, a nie mi…
- Tony przecież
jesteśmy przyjaciółmi.
Uniosłem brwi. Już
miałem ochotę roześmiać się jej w twarz, ale uznałem to za niestosowne
zachowanie. Znowu spojrzałem na zdjęcie, na którym była Isabel i odpowiedziałem
Nicole.
Ostatni raz cię wyręczam. – wysłałem taką
wiadomość do jej mózgu i ruszyłem do swojej Sali lekcyjnej. Postanowiłem
poprawić te kartkówki, bo coś czuję, że znowu o nich zapomnę.
Sean
Podniosłem wielką
kulę śniegu, którą ulepiła Elise i i położyłem na samej górze naszego bałwana.
On był dużo większy od innych, ponieważ tylko dziewczyna potrafiła wyczarować
śnieg, a tylko ja potrafiłem taki ciężar podnieść.
- Przydałaby się
wielka marchewka – spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami. – Chyba, że….
Dziewczyna
spojrzała na swój plecak. Szybko pobiegła do niego i wyciągnęła butelkę z
sokiem marchewkowym. Zawartość wylała na śnieg i uformowała marchewkowy sopel.
Wyszczerzyła się do mnie, a ja ze śmiechu zacząłem się turlać na śniegu. Elise
utworzyła sobie lodową drabinę i wdrapała się na samą górę, gdzie umieściła
nos.
- Nasz bałwan jest
przepiękny – krzyknęła.
Pokiwałem głową i
pomogłem jej zejść. Dziewczyna znowu spojrzała na mnie w taki dziwny sposób.
Nie potrafiłem go rozszyfrować. Za każdym razem jest tak, kiedy zbliżymy się do
siebie. Tak jakby… Nie, to niemożliwe. Jak mogłem pomyśleć, że się zakochała.
Przecież ona cały czas spędza czas z Chan’em, a raczej on się stara.
Uśmiechnąłem się
do dziewczyny i rzuciłem ją na śnieg, okładając śnieżkami. Szkoda tylko, że ona
nie jest wrażliwa na to. Wręcz jest w swoim żywiole. Po czasie poddałem się i
położyłem obok niej, patrząc na nasze dzieło.
- Szkoda, że w
szkole nie ma takiego przedmiotu, gdzie ocenia się takie dzieła – powiedziałem.
- Jak to nie?
Przecież to jest współpraca w grupach…
- Faktycznie –
mruknąłem. – Jak myślisz, co twój ojciec dałby nam za to?
- Nie wiem –
szepnęła. – Może szóstkę, bo wiesz… jestem jego córką.
- Za dużo byś
chciała – szturchnąłem ją. – Jak to jest spotkać swojego ojca po tylu latach?
- Tym bardziej, że
przez większość myślałeś, że on nie żyje – pokiwałem głową. – Tak jakoś
dziwnie, ponieważ ja zdążyłam się pogodzić z tym faktem i pokochałam inną
osobę, a teraz moje życie wywróciło się do góry nogami – spojrzała na mnie
swoimi zielonymi oczyma. – Mój ojciec wrócił, a osobę, która kochałam musiałam znienawidzić,
ponieważ to przez niego to całe zło. Boję się każdego dnia, ponieważ nie wiem
jak to wszystko będzie wyglądać.
- Ja też nie wiem,
nic nie wiem po ostatniej śmierci dwóch uczniów i odejściu Ines. Wszystko
straciło sens… Ja już się tutaj nie czuję bezpiecznie, ale nie mogę zostawić
tego miejsca. Mam wrażenie, że będę za niedługo potrzebny.
- Sean, kim są
twoi rodzice? Nigdy o tym nie wspominałeś...
Odpowiedź na to
pytanie zna bardzo niewiele osób i nie chciałem się dzielić nim z kolejnymi.
Chociaż bardzo polubiłem dziewczynę wolałem jej nie opowiadać o przeszłości. Z
pewnością użalałaby się nade mną. Spojrzałem na bałwana, mając nadzieję, że
wydarzy się coś, co pozwoli mi nie odpowiadać na to pytanie i się nie myliłem.
Zobaczyłem, że
bałwan niesamowicie szybko topnieje. Razem z Elise usiedliśmy i w szoku się
temu przyglądaliśmy. Dobrze wiedziałem kogo to zasługa. Odwróciłem się i
zobaczyłem za nami Chana ubranego jak na plażę i szczerzącego się od ucha do
ucha i Mery, która dygotała z zimna. Szybko do niej podbiegłem i objąłem.
- Dzięki –
mruknęła. – Przynajmniej na ciebie można liczyć, a nie…
- No co? – Chan ruszył
ramionami. – No nie mów, że wolałabyś, żebym cię ogrzał niż zobaczyć jak wielki
bałwan się topi.
- Jesteś głupi –
mruknęła.
- Miło mi… -
pokazał jej język i spojrzał na Elise.- Mam nadzieję, że nie jesteś zła za tego
bałwana.
Dziewczyna miała
minę jakby próbowała go zamrozić, ale wiedziała, że to nie ma sensu.
Przewróciła oczami i chwyciła swój plecak. Jeszcze raz spojrzała na mnie i
odeszła.
Klepnąłem
przyjaciela w głowę i razem z Mery ruszyliśmy do szkoły.
- Sean jeżeli będę
miał siniak to cię usmażę – zaczął krzyczeć.
Przyjaciółka
zaczęła chichrać, po czym skarciłem ją wzrokiem. Ona tylko ruszyła ramionami.
Kiedy weszliśmy już do szkoły, ona pobiegła w kierunku salonu – tak myślę, kto
to wie, w którym kierunku ona zawsze biegnie. Zaryzykowałem i poszedłem tam. Nie myliłem się dziewczyna
siedziała na ziemi, przy kominku ogrzewając swoje kończyny. W salonie było
jakoś pusto, dziwne…
- Ale z ciebie
zmarzluch – powiedziałem i rzuciłem się na sofę.
- Zamknij się, ja
ciebie proszę – burknęła. – Ja przynajmniej nie jestem tobą…
Znieruchomiałem.
Nie zrozumiałem jej jadu w głosie. Wstałem i podszedłem do niej. Spojrzałem na
jej delikatną twarz.
- Mery, co się
dzieje?
- Nic, dlaczego
pytasz?
- Bo słyszę –
dotknąłem jej dłoni, ale szybko ją odsunęła. Spojrzałem w jej piękne oczy. - Wiesz, że mi zawsze wszystko możesz
powiedzieć.
- Jesteś idiotą,
zadowolony? – spojrzała na płomyki, które trzaskały i radośnie tańczyły. – Czy
ty naprawdę nie widzisz tego, co czuje do ciebie Elise?
- A co ma czuć?
Przecież się przyjaźnimy… - nie mogłem od niej oderwać oczu.
- Nie widzisz w
jaki sposób ona na ciebie patrzy? – obróciła się w taki sposób, że siedzieliśmy
twarzą w twarz. – Ona jest w tobie zakochana.
Prychnąłem, ale za
razem się zarumieniłem. Jednak się nie myliłem. Teraz wiem, że jej wzrok
przypomina mi wzrok Tony’ego, patrzącego na Ines. Tylko dlaczego musi mi o tym
uświadamiać dziewczyna, na której mi zależy.
- Tyle, że ja
kocham kogoś innego.
- O… - dziewczyna
trochę się odsunęła i spojrzała w ogień. – Nie wiedziałam…
- Idę się przejść…
- dziewczyna pokiwała głową.
Szybko wstałem i wyszedłem
z salonu. Czułem gniew. To ona poucza mnie, że nie zauważam jak Elise się na
mnie patrzy, a sama nie widzi tego, że coś do niej czuję.
Pędem wszedłem na
korytarz, gdzie wpadłem na chłopaka z roku wyższego. On miał bardzo ciekawą
moc. Potrafił ocenić, czy ktoś ma moc, czy nie oraz czy posiada gen.
Zauważyłem, że ciągnie za sobą walizkę.
- Już jedziesz na
święta? – spytałem.
- Nie – szepnął. –
Rzucam szkołę – zrobiłem wielkie oczy. – Dostałem ekstra propozycję zagranicą.
- Jeśli można
spytać, co to za propozycja?
- Będę sypiać z
dziewczynami za pieniądze…
Uśmiechnął się i
wyszedł. Nie zrozumiałem go ani trochę, bo przecież, co w tym jest takiego
ekstra? Przecież to się nazywa „męska dziwka”.
Przepraszam, że czekałyście tak długo, ale dopiero dzisiaj znalazłam troszkę czasu. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam i że ktoś tutaj jeszcze bywa.
Kinga